poniedziałek, 20 grudnia 2010

Los Wybrańca

Wiosną bieżącego roku połasiłem się na konkurs, który miał mi zapewnić darmową wejściówkę na Pyrkon (taki konwent fantasy w Poznaniu). Efektem jest poniższy tekst. Tak, wiem - krótki, ale taki był wymóg. Niestety, jury chyba nie przypadł do gustu, bo wejściówki nie dostałem, a przynajmniej nie tą drogą. Mnie tam się podoba. A Wam?

_____________________________________________________


Rozgrzana do czerwoności pułapka zbliża się z zawrotną prędkością do powierzchni nieznanej planety. Wewnątrz siedzi twardziel. Wysokościomierz wciąż przypomina o nieuchronnym. Na pułapie pięćdziesięciu metrów pilot klnie, a nazywa się Johnny.

Brak uderzenia. Jedynie lekkie szarpnięcie. Kokpit przyspawał się do kadłuba. Nie ma wyjścia – katapulta. Przebicie się głową przez twardy kokpit i awaria spadochronu nie wróżą nic dobrego. Czas na utratę przytomności.

Przebudzeniu towarzyszą zawroty głowy. Wszędzie piasek. Przed pilotem stoi postać odziana w burnus. Turban na głowie nie zakrywa długich, spiczastych uszu. Wredna twarz z szeroko rozstawionymi oczami przybiera grymas pseudo uśmiechu.

- Jestem Elrond, syn Earendila, ale możesz mi mówić El. Cieszę się, że cię widzę, Wybrańcze.

Na sekundę rysy twarzy pilota zmieniają konfigurację, ale zaraz kamienne oblicze opamiętuje się i wraca na swoje dotychczasowe miejsce.

- Mam nadzieję, że nie jesteś upośledzony? – pytanie zabija ćwieka Johnny’emu.

Elrond wzdycha i czyni Gest.

Johnny siedzi wygodnie w fotelu. Nie ma już piasku. Po obu stronach brukowanej drogi ciągną się kamienice. Nad nimi unosi się smog, a nad smogiem smok. Poziom abstrakcji wzrasta. Dźwięk klaksonu przerywa przedłużającą się ciszę. Nieopodal przejeżdża napędzana maszyną parową platforma osadzona na czterech kołach. Za sterami siedzi El. Stoi też obok Johnny’ego. Dwóch Elrondów? Trzeci macha ręką na czwartego, idąc w kierunku piątego. Ulica jest ich pełna.

- Co jest grane? Dlaczego ciebie jest tylu?

- Jestem jednym z wielu, a wielu tworzy jedność. W jedności siła.

- Eee, jasne. I co teraz?

Elrond czyni Gest. W powietrzu materializuje się zwój. Niewidzialna ręka rozwija majestatycznie zrolowany papier. Rozlega się wibrujący Głos.

EKHEM… EKHEM… ŚWIĘTY ZWÓJ W SWEJ MĄDROŚCI RZECZE: ELRONDZIE, DWIE BUŁKI I PASZTET!

Zamyślenie na twarzy Ela przechodzi powoli w zakłopotanie. Czyni Gest i zwój znika.

- Przykro mi, Wybrańcze. Muszę udać się na zakupy. Ty zaś uratuj świat.

- Ale co mam robić?

- Zacznij od porzucenia fotela.

Elrondzi znikają. Podobnie jak ulica, ale pojawiają się martwe drzewa. W pobliżu rozlega się wycie wilków. Na tle zachodzącego słońca przemykają cienie.

Strach, zagubienie, niepewność. On tego nie czuje. Opuszcza wygodny fotel. W jego rękach pojawia się laserowa pukawka. Czas przeładowania równy mikrosekundzie, kilometrowy zasięg, autocelowanie i siła rażenia równa serii puszczonej z kałacha. Niepokoi jedynie migoczący, czerwony napis na korpusie broni: BATERIE ROZŁADOWANE!

Cienie się zbliżają, a Johnny klnie.

Szarpnięcie, zawirowanie. Kamienne ściany napierają na Wybrańca. Ktoś kroczy w mroku. Płomień świecy wydobywa na moment zarys sylwetki. Obfita peleryna rozmiarem podobna zasłonie okna biurowego otula szczupłe, nieproporcjonalnie zbudowane ciało. Koślawa twarz naznaczona czerwonymi oczami kryje się w cieniu kapelusza o szerokim rondzie, a przerośnięte kły szpecą i tak szpetny uśmiech. Krew zaczyna szybciej krążyć w ciele Johnny’ego.

- Ktoś ty?

- Alucard. Zdaje się, żem twym wybawcą. Czy tego chcesz czy nie, tyś mym dłużnikiem. – mrożący krew w żyłach śmiech rozlega się w zbyt małym pomieszczeniu.

Nagle daje się słyszeć coś jakby buczenie sprasowane z bzyczeniem. Cienki, zielony snop światła przecina ciemność i przy okazji Alucarda, który rozpada się na stado nietoperzy niknących szybko w mroku.

- Nie bój się. Jestem Jedi. – Na końcu bzycząco buczącego snopa światła znajduje się stary jegomość. Długa broda spływa kaskadą na obfite szaty płowego koloru.

- To był wampir?

- Tak, mój młody padawanie. I to sam Dracula!

- Ale mówił, że…

- … Nazywa się Alucard? Myślał, że zdoła oszukać Zakon Jedi. Pięć lat zespół kryptologów rozszyfrowywał tę zagadkę. Stosując najszybsze komputery i najbardziej wyszukane algorytmy odkryliśmy, że Alucard to w istocie Dracula! I jak?

- Eee, wystarczyło przeczytać to wspak.

- Hmm… Genialne! Musimy cię wcielić do jednostki, ale najpierw uratuj świat, młody padawanie.

- Co mam zrobić?

- Uratować świat, młody padawanie.

- To już słyszałem, ale jak?

- Na szczycie wieży znajduje się urządzenie masowej zagłady. Tylko ty możesz nas uratować. Ruszaj, młody padawanie.

Johnny wybiega z pomieszczenia. Z ciemności wyłaniają się kręte schody. Biegnie na oślep. Na zmianę, potyka się i klnie. Milion stłuczeń później dobiega na samą górę. Drzwi na wprost i po lewej. Te ostatnie się otwierają. Do Johnny’ego szczerzy się Jedi.

- Czemu nie pojechałeś windą? No nic, niech Moc będzie z Tobą!

Drzwi się zamykają.

Pomieszczenie niebędące kabiną windy promieniuje białą jasnością. Środek owalnej komnaty zajmuje holograficzna postać. Johnny marszczy brwi. Sylwetka zdaje się mu być znajoma.

Johnny, jestem twoim ojcem

- Naprawdę? – nadzieja miesza się z zakłopotaniem.

Nie, jaja sobie robię. – mechanicznie brzmiący śmiech huczy w głowie twardziela.

- Przybyłem rozbroić urządzenie masowej zagłady.

Wiedziałem. W porządku. Zdefiniuj TU.

- Co?

Rzeczywiście, jesteś upośledzony. Cóż, miło było poznać.

- Tu? Gdzie jestem? Gdzie, do cholery, jestem?

- Jaśku, wstawaj! Zaraz prelekcja!

- Co? Gdzie? Gdzie ja jestem?

- No jak to, gdzie? Na Pyrkonie!

2 komentarze:

  1. "Poziomu abstrakcji wzrasta." ??
    Chyba powinien być Poziom.
    tak tylko w celach edytorskich;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwne. Nadal wyświetla się "poziomu"? Kurna, przecież to już edytowałem spory kawałek czasu temu :/

    OdpowiedzUsuń