poniedziałek, 10 stycznia 2011

Koszmar senny

Z lekkim ociąganiem przechodzi z pozycji leżącej do siedzącej. Ciemne, kręcone włosy opadają na ramiona. Niesforne kosmyki drażnią delikatną skórę twarzy. Przeciera zaspane oczy, piękne niebieskie z ciemnymi obwódkami, w których tak łatwo się zagubić i sprawdza godzinę na komórce. Wyświetlacz wskazuje 3:24. Ziewa przeciągle i powoli zaczyna wygrzebywać się ze stosu kołder i koców. Wsuwa zadbane stopy w ciepłe bambosze i wstaje z łóżka. Musi jeszcze kilka razy zamknąć i otworzyć oczy, bo obraz zdaje się jej być lekko zamazanym. Zasłony w oknach skutecznie spełniają swoją rolę. W pokoju panują nieprzeniknione ciemności. Jest to jednak jej domena. Bez problemu wychodzi z pokoju unikając stosików podręczników i notatek.

Kieruje kroki do kuchni. Przechodzi szybciutko przez chłodny przedpokój. Wzrok przyzwyczaja się do panującej ciemności. Bez zapalania światła podchodzi do filtra na wodę. Sięga po szklankę i wypełnia ją bezbarwnym płynem. Najpierw zwilża zaledwie zmysłowe usta, a później upija łapczywie dwa łyki i odstawia na chwilę naczynie na blat. Wygląda przez okno. Zachmurzone niebo, lampy oświetlające słabym blaskiem kałuże na ulicach, białe plamy na trawniku – pozostałości po śniegu. Wzdycha ciężko i zasłania okno. Dopija resztkę wody. Szklanka trafia do zlewu.

W przedpokoju jest jeszcze chłodniej. Brodawki sutkowe nabrzmiewają od zimna. Zakłada ręce na pełnych piersiach, żeby choć trochę się ogrzać. Rzuca okiem na drzwi wejściowe. Chwila zawahania. Zamek nie jest przekręcony. Podchodzi i wygląda przez wizjer na klatkę. Zupełna ciemność nie pozwala jej dostrzec czegokolwiek. Przekręca zamek i odwraca się. Rusza szybkim krokiem do pokoju. Zapewne, myśli o położeniu się do łóżka i zakopaniu pod kołdrami. Jest tym tak zafrasowana, że nie zauważa cienia wyłaniającego się z ubikacji. Rosła sylwetka utkana z mroku podąża za nią cicho. Niczego nieświadoma dziewczyna, wchodzi na dywan przed łóżkiem i zrzuca ze stóp bambosze. W tym momencie do jej uszu dochodzi skrzypnięcie parkietu. Odwraca się akurat, żeby zobaczyć ostrze noża pędzące w jej stronę. I ten uśmiech, mimo ciemności tak bardzo wyraźny. Ostrze bez przeszkód rozcina szyję, tak wrażliwą na gorące pocałunki. Cały obraz momentalnie wypełnia się szkarłatem.

Gwałtownie się wyprostował. Całe ciało pokrył zimny pot. Wstrząsnęły nim dreszcze. Zdezorientowany rozejrzał się po pokoju. Przez okno wpadało do środka przytłumione przez chmury światło gwiazd. Było jednak na tyle jasno, że bez problemu zlokalizował telefon komórkowy. Godzina na wyświetlaczu starej Nokii sprawiła, że krew się w nim zmroziła. 03:24. Wspomnienie koszmaru uderzyło w niego z siłą huraganu. Nie zastanawiając się długo, wybrał odpowiedni numer.

- Odbierz, do ciężkiej cholery! – krzyknął coraz bardziej zdenerwowany. – Proszę, szybciej.
- Halo? – po dziesiątym sygnale usłyszał zaspany, kobiecy głos. – Która godzina? Co się stało?
- Marta, dzięki Bogu. Drzwi. Zamknęłaś?
- Jakie drzwi?
- Wejściowe! Marta, kochanie, zamknęłaś drzwi?
- Ale o co…
- … Zamknęłaś czy nie? To ważne! – zaczynał tracić kontrolę. Z każdą chwilą coraz bardziej drżał.
- Nie wiem, chyba tak.
- Marta, sprawdź, proszę i się nie rozłączaj.
- Dobrze, już idę. Zaraz sprawdzę. – usłyszał szelest pościeli. – Rzeczywiście, są otwarte. Ale już zamykam. A co się stało?
- Miałem koszmar. Śniło mi się, że ktoś u Ciebie był. Z resztą już nieważne. Cieszę się, że wszystko gra. Kocham Cię.
- To tylko zły sen, skarbie. Też Cię… Zaraz, co to było? – w jej głos wkradł się niepokój. – Michał, coś jest nie… Aaaa! – rozpaczliwy krzyk został nagle przerwany przez sygnał końca połączenia.

Zerwał się z łóżka jak oparzony. Przez umysł przetaczał się istny chaos myśli. Ponoć w sytuacjach kryzysowych umysł się klaruje, wszystko zdaje się być ostrzejsze, bardziej wyraźne. Michał miał jednak wyraźny problem z pozbieraniem myśli. Ostatecznie, skupił się na Marcie. Przecież musi jej pomóc. Zlokalizował w ekspresowym tempie poszczególne elementy garderoby i zaczął się ubierać. Na szczęście nie mieszkała daleko. Dwie przecznice, pięć minut drogi, a biegiem ze dwie. Dobrze, że zdecydował się na to mieszkanie. Nie było może tanie, ale przynajmniej miał blisko do kobiety, którą tak bardzo pokochał.

Narzucił na siebie płaszcz. Telefon wrzucił do kieszeni i zaczął zakładać buty. Ręce drżały mu jak alkoholikowi w delirce. Nie był w stanie zawiązać sznurowadeł.
- Cholerne trampki. – pomyślał na głos. – Pieprzone sznurówki! – krzyknął i po drugiej próbie zrezygnował z ich supłania. Wsadził je tylko w cholewy butów, żeby mu nie przeszkadzały.

Chwycił jeszcze szalik i w momencie, kiedy oplątywał nim sobie szyję, usłyszał dźwięk dzwonka sms. Zignorował wiadomość nie chcąc tracić czasu na czytanie dyrdymałów. Kto w ogóle wysyła w nocy wiadomości? Pewnie znowu Adam z chłopakami się najebali, pomyślał i wybiegł z mieszkania. Na klatce spotkało go kolejne nieszczęście. Winda okazała się być na parterze. Ocenił szybko sytuację i doszedł do wniosku, że schodami pójdzie mu szybciej. Zaczynał powoli myśleć trzeźwo.

Zbiegał ze schodów jak jeszcze nigdy, jakby goniła go sama Śmierć. Właściwie, sadził susy po trzy, a czasem nawet cztery schody. Nagle wpadła mu do głowy kolejna myśl, tak oczywista, że był zły na siebie, że nie zrobił tego wcześniej. Policja, trzeba zawiadomić policję. Był już w połowie drogi na dół, gdy wyciągał telefon. Jednocześnie brał zakręt na półpiętrze.

W momencie, gdy zaczynał zbiegać z kolejnego piętra, sznurówka wysunęła się zza cholewy trampka. Chwilę później znalazła się już pod podeszwą drugiego buta. Nogi zostały w miejscu, a korpus siłą rozpędu poleciał do przodu. Wyciągnął rękę, żeby chwycić się poręczy. Nie zdążył. Uniósł się na chwilę w powietrze, żeby zaraz runąć z impetem na schody. Ostatnie stopnie pokonał turlając się i robiąc przy tym niesamowity raban. Ostatecznie wylądował przed drzwiami mieszkania. Widniał na nich numer 23.

Leżał zupełnie bez ruchu. Nie miał siły się podnieść. Głos również odmówił mu posłuszeństwa. W wyciągniętej ręce trzymał kurczowo telefon. Na wyświetlaczu widniał napis: „Marta:* przesyła wiadomość”. Zebrał w sobie całą pozostałą energię i nacisnął przycisk akceptacji. Oczy zaczęły powoli zachodzić mgłą. Stracił zupełnie czucie w kończynach, ale udało mu się jeszcze przeczytać wiadomość:

Hej ;) Sorry, ale rozładował mi się telefon. Przestraszyłam się kota, masakra ;P Nie martw się, u mnie wszystko w porządku. Kocham Cię! :*

Pomyślał jeszcze o tym, że Marcie nic nie grozi, że jego ukochana jest bezpieczna i właśnie zasypia. On też był już zmęczony. Potrzebował snu. Tak bardzo chciało mu się spać. Otchłań niebytu przyjęła go z otwartymi rękami.

_________________________________________

A Wy, wierzycie w sny? Czy według Was mogą mieć charakter prekognicyjny?